A.R. Mochola
Postmodernizm i kalectwo kultury
Niedyskretny urok cytatu
Również nauka nie pozbawiona została szansy zainfekowania
postmodernistycznym wirusem. W roku 1996 na Uniwersytecie
Jagiellońskim w Krakowie odbyła się studencka sesja naukowa
poświęcona patronowi Koła Naukowego Slawistów UJ, wybitnemu
polskiemu językoznawcy Tadeuszowi Lehrowi-Spławińskiemu. Jakiś czas
później opublikowano wygłoszone wykłady w tomie zatytułowanym
Slavica. Moją uwagę przykuła wówczas treść pewnego przypisu:
Chodzi tu o jej artykuł poświęcony – o ile pamiętam – ugrupowaniu
gwar słowiańskich na pograniczu Śląska i Łużyc. Widziałem odbitkę
tego artykułu przelotnie w teczce u prof. F. Sławskiego, nie mogłem
jednak ustalić jego danych bibliograficznych 43.
Przed czterema laty przypis ten najzwyczajniej na świecie mnie
rozbawił i tym chętniej prezentowałem go swoim znajomym. Dziś, choć
traktuję go tak samo pobłażliwie, trudno mi jest oprzeć się
wrażeniu, iż właśnie natrafiliśmy wspólnie na smakowity kąsek
naukowego postmodernizmu. Oczywiście nie jest moim zamiarem
dyskredytacja autora przytoczonej myśli, ani tym bardziej
przylepianie koledze-slawiście jakichkolwiek nalepek z
wygrawerowanymi kunsztownie –izmami. Chodzi o coś innego, a
mianowicie zastanowienie się na sytuacją współczesnej nauki, nad
kondycją języka i chwytów jakimi operuje w procesie opisu kultury.
Powyższy cytat jest śladem doskonałym. Nie tylko odsyła do
nieweryfikowalnego tu i teraz tekstu, pewnej nieznanej nam
rzeczywistości, która prawdopodobnie kryje się w za odsyłaczem – to
czynią przecież wszystkie przypisy –, ale wręcz podkreśla swój
śladowy charakter i przelotność, wirtualność odniesienia. Właściwie
cała współczesna filologia, nauka o literaturze, teoria kultury oraz
inne nauki pokrewne, polegają, w mniejszym lub większym stopniu na
poszukiwaniu cytatów, intertekstualnych odwołań i hipertekstualnych
odsyłaczy. Wymaga tego nie tylko szeroko pojęta ewolucja ludzkiej
myśli, lecz także akademicki, oświeceniowo-pozytywistyczny kanon.
Naukę, będącą elementem kultury dotykają te same przypadłości.
Ewolucja kultury idzie w parze z procesem odwrotnym, a mianowicie
procesem swoistej inwolucji – kompresji wytwarzanych przez kulturę
dóbr. Proces ten konieczny jest przede wszystkim po to, by w ramach
biologicznych jednego życia zmieścić objętość podstawowych
informacji, których kultura jest nośnikiem i producentem. Po to, by
uzyskać przynajmniej pozorny kompromis pomiędzy człowiekiem jako
jednostką–odbiorcą informacji, a produkującym ją społeczeństwem.
Stąd popularność i wzrastająca rola wszelkiego rodzaju
multimedialnych encyklopedii (nawet jeśli w jednej z najbardziej
znanych, za przykład impresjonizmu w muzyce wystarcza
kilkudziesięciosekundowa sekwencja midi La Mer Debussy’ego, chociaż
sam kompozytor poza znajomością kilku malarzy impresjonistów, z
kierunkiem tym nie wiele miał wspólnego) i encyklopedycznych
słowników, antologii, digestów i wszelkich innych opracowań o
charakterze syntetyzującym. Nolens volens, postmodernizm, tak
chętnie krytyzujący idee i podważający podstawowe wartości
Oświecenia jest niewolnikiem Voltaire’a i francuskich
encyklopedystów.
Kultura nieustannie przetwarza samą siebie w mikrofilmy,
skompresowane struktury informacji konieczne po to, by w natłoku
własnej produkcji nie zapomnieć o sobie samej. Lecz również na tym
polu napotyka ona na trudności. Najlepsza choćby kompresja nie jest
w stanie zrównać się z przebiegającym nieustannie procesem ewolucji,
nad którym nie da się zapanować, tym bardziej go zatrzymać. Ponadto
– nie sposób tego nie zauważyć – wszelkie skompresowane formy
pamięci kultury włączają się w proces jej rozwoju. Jak powiedziałby
Jurij Łotman, wtórne systemy modelujące rodzą systemy nowe, także
wtórne wobec tych, które je zrodziły. Powstają nowe metajęzyki
opisu, nowe pojęcia i nowe znaczenia pojęć dobrze już znanych.
Ewolucja kultury nabiera przyśpieszenia.
Wynika stąd także znana nam doskonale sytuacja, w której na przykład
krytyka literacka przerosła pod względem ilościowym samą literaturę.
W ślad za nadprodukcją krytyki postępuje proces analogiczny do
inwolucji, a mianowicie zawężanie krytycznych i naukowych
specjalizacji. O ile nie tak dawno zresztą, w czasie jednego
biologicznego życia można było dla przykładu poznać twórczość
klasyków literatury rosyjskiej dziewiętnastego wieku i pretendować
do miana specjalisty w tej dziedzinie, o tyle dziś sprawa ta jest
nader problematyczna. Nie wystarczy już czasu na przetrawienie
płynącego bez ustanku strumienia wtórnej informacji. Można
przypuszczać, iż w niedalekim czasie będziemy mieli do czynienia nie
tyle ze znawcami i krytykami literatury iberoamerykańskiej,
modernizmu, roman niveau, Ulissesa, Lolity, czy malarstwa Van Gogha,
itd. itd., lecz z wybitnymi autorytetami w dziedzinie dendrologii
Ogrodu w Arles, znawcami monologu Hamleta i pierwszych pięciu taktów
Sekwencji na flet solo Luciana Berii. Tacy specjaliści już są i nie
przechodzą bynajmniej nie zauważeni. Nie jest to jednak proces
rokujący jakąkolwiek zmianę obecnego stanu rzeczy. Zawężenie
specjalizacji nie jest bowiem równoznaczne z redukcją liczby
specjalistów w danej dziedzinie, przeciwnie, sprzyja ono jej
wzrostowi. Sytuacja wygląda na patową i nic nie wskazuje na to, by
samopoczucie kultury i jednostki uległo znaczącej poprawie.
Postmodernistyczny uraz jest zjawiskiem zbyt szeroko
rozpowszechnionym, by został niezauważony i przemilczany. Znaczenie
problemu dodatkowo podkreśla fakt, iż kanoniczne do tej pory pojęcia
i znaczenia straciły swoją argumentującą siłę; przestały przemawiać
do ludzkiej świadomości, zmieniły się w postmodernistyczne ślady,
skomplikowane struktury cytatów. To również jest jeden z argumentów,
który świadczy o kryzysie epoki. Postmodernizm wraz z szeregiem
towarzyszących mu urazów z powodzeniem można traktować jako wypadek,
który niespodziewanie wydarzył się na drodze ewolucji kultury. Lecz
to nie wszystko. Wypada się bowiem zastanowić, czy aby sama kultura
nie jest obrazem pewnego wypadku, który uraz sprowokował i do niego
doprowadził.
Coda
Kultura końca XX i początku XIX wieku zawieszona jest w międzyczasie,
nie znajdując się ani przed ani po. Za wcześnie jest, by wyrokować,
iż stanie się tak, czy inaczej; pozostaje jedynie obserwacja i
notowanie pytań, na które odpowie być może ktoś inny, używając
czyjejś dobrze nam znanej wypowiedzi.
Niegdyś austriacki pisarz, dziennikarz i krytyk Karl Kraus
stwierdził, iż gdy kultura przeczuwa, że zbliża się jej koniec,
posyła po księdza. Była to doskonała, choć dla wielu mało zrozumiała
dziś aluzja do pewnej, niegdysiejszej sytuacji. Dzisiejsza kultura
nie wiele ma z księdzem wspólnego; wydaje się znajdować w sytuacji
starego człowieka, dla którego skutek pomylenia tabletki geriavitu z
prosakiem lub, co gorsza z viagrą, niekoniecznie musi okazać się
zbawienny. Oczywiście wszystko, jak zwykle w takich przypadkach
zależy od lekarzy.
[43]
Babik, Z.: O pochodzeniu i praojczyźnie Słowian – Tadeusza
Lehra-Spławińskiego po pięćdziesięciu latach. [in:] Slavica
1995-1996, Kraków 1996, s. 26 (przypis 3).
top
|