Mochola, Hypertekst, Hipertekst, Hipertekstualizm, Pisarski, Milorad Pavić, Chazari, Khazars, Vladimir Nabokov, Pale Fire, Nabokov, Nabokow, Postmodernizm, Postmodernism, Postmodern, Hipertext, Hypermedia, Liternet, Intertekstualność, intertekstualny, intertext, Theodor Nelson, Barthes, Nelson, Eco, Lyotard, Baudrilliard, Epstein, Saarinen, Kundera, Hrabal, Malthus, Jakobson, Rudnev

Artystyczne poletko i kondycja języka. Dyskretny urok hipertekstualizmu - rozmawiają Mariusz Pisarski i Andrei R. Mochola

 
 Mariusz Pisarski i Andrei R. Mochola  Dyskretny urok hipertekstualizmu 

 

 

 Artystyczne poletko i kondycja języka  

M. Pisarski: Jakkolwiek by nie patrzeć na postmodernistyczne opisy naszej współczesności, które moim zdaniem uległy samo-kompromitacji w chwilach takich jak te, które 11 września transmitowały stacje telewizyjne całego świata, nasza kondycja wciąż mniej lub bardziej przylega do tej, którą nazywa się kondycją postmodernistyczną. Jednak dziś kulturowa świadomość hipertekstualna, świadomość tego, że znajdujemy się w systemie naczyń połączonych, że przysłowiowy już ruch skrzydła motyla po jednej stronie globu, może wpłynąć na rozmiar klęsk żywiołowych czy też konfliktów etnicznych po drugiej, bardziej przystaje do rzeczywistości, niż lyotardowska paralogia dyskursów. Wpisana w tę drugą kolektywna działalność twórcza i naukowa może być propozycją nie do odrzucenia w czasach wojen mininarracji. Artystyczne poletko, będące zawsze obszarem eksperymentu przekraczającego granicę samej tylko sztuki, wykazuje tu pewną ruchliwość, pewien ferment, który może okazać się bardzo płodny dla stylu naszej przyszłej działalności kulturalnej. Popularność blogów, nie tylko tych artystycznych, które tak naprawdę są połączonymi ze sobą stronami autorskimi - to tylko jeden przykład na dokonującą się zmianę.

A. R. Mochola: Nie będę złośliwy i nie zapytam Pana, co Pan rozumie przez kondycję postmodernistyczną. Kulturowa świadomość hipertekstualna, czy też raczej hipertekstualna świadomość kultury (wolałbym taką kolejność) jest skutkiem znanej nam doskonale sytuacji, w której wskutek zużycia pewnych zastanych form komunikacji oraz ich odrzucenia przez czynniki świadome tego faktu, pojawiały się kierunki i prądy, o których zwykło się mówić "Awangarda".

Chodzi o świadomość języka. Problem jego nieadekwatności (tu rozumiemy wszystkie języki funkcjonalne, a więc język nauki, język dyskursu filozoficznego lub takiego, który aspiruje do tego miana itd., a przede wszystkim szeroko rozumiany język sztuki) do rzeczywistości, którą stara się on uchwycić, opisać, poddać czy to analizie, czy to trawestacji, traktować należy jako naturalną przyczynę, dla której jego użytkownik poszukuje nowej formy jego organizacji, nowych środków wyrazu, prościej rzecz ujmując - poszukuje nowego języka.

Język sztuki jest przecież pewnym systemem komunikacji, w dodatku znów znajdującym się w niezbyt komfortowej dla niego sytuacji, w której, mając do czynienia z jego kolejną konkretną realizacją, z góry można przewidzieć, co nastąpi. Czy dzisiejsza sztuka nie wywołuje czysto mechanicznych reakcji? Pójdźmy dalej: Czy język, którym się posługujemy oddaje ład rzeczy? Jeszcze dalej: Czy świat, w którym żyjemy jest taki, jakim chciałby go ukazać system językowy, którego korzenie sięgają wciąż dziewiętnastego wieku?
Zgodzę się z Panem, że jesteśmy świadkami zmian. Proszę jednak pamiętać, iż należy zachować równowagę pomiędzy pesymizmem świadomości a technologicznym zachwytem, czy nawet manifestowaną tu i ówdzie euforią.

M. Pisarski: Mamy już na szczęście w Polsce kilka sieciowych projektów, które z powodzeniem przekraczają granice tradycyjnie pojętego autorstwa, dzieła sztuki i odbiorcy sztuki. Rozbudowane, naszpikowane odsyłaczami witryny Belle, Twożywo, czy mini-portal NNK już teraz stanowią enklawy sieciowej działalności osób, które być może, gdyby nie nowe media nigdy nie zetknęłyby się ze sobą, nie mówiąc już o wspólnej prezentacji swojej twórczości, czy - co jest w tym kontekście najbardziej wymowne - wspólnej artystycznej działalności.
Jakie jednak mamy szansę na taki pozytywny, zhumanizowany syndykalizm, jeśli na przykład na niektórych wydziałach polonistyki pracownie komputerowe strzeżone są jak świątynia, do której wejść może jedynie wyznaczony i wtajemniczony pracownik wydziału, aby udostępniać ową sekretną wiedzę (najczęściej nie mającą nic wspólnego z działalnością badawczą czy literacka w sieci) maluczkim żakom. Czy w świecie, w którym kilkunastoletni hakerzy potrafią z pozbawić pracy wysłużonych fachowców od zabezpieczeń w wielkich korporacjach jest to raczej śmieszne czy raczej żałosne, zależy już od indywidualnej oceny.

A. R. Mochola: Oczywiście, net-art - bo o nim mówimy - jest faktem kulturalnym, istnieje i ma się całkiem dobrze. Wymienione przez Pana projekty są jednak niezwykle zróżnicowane i nie stawiałbym między nimi znaku równości. Oczywiście poza kategorią "radość nieskrępowanego tworzenia", tu rzeczywiście są one tożsame. Pozwolę sobie trzymać Pana za słowo i zupełnie poważnie traktuję deklarację, że zawsze będzie Pan powtarzał, iż w hipertekstualnej praktyce artystycznej, niezbędna jest wyostrzona świadomość medium oraz solidna, misternie stworzona struktura. W tym kontekście musimy chyba jeszcze poczekać na projekt, który odzwierciedli lub przynajmniej zbliży się do tak nakreślonych założeń. Jestem przekonany, iż istnienie projektów net-art, oczekiwane pojawienie się nowych, które z pewnością się pojawią, wspomniana przeze mnie "radość nieskrępowanego tworzenia", nieustanny dialog uczestników itd. itd. są najlepszym sposobem na wypróbowanie artystycznych sił i hipertekstowych możliwości. A wszystko po to, by w równym stopniu ukazując własne możliwości i własne ograniczenia, stworzyć coś, co będzie niekwestionowanym przykładem, czy też wzorem wyostrzonej świadomości medium, solidnej, misternie stworzonej struktury, struktury o niepodważalnej wartości artystycznej.
Co do wtajemniczonego pracownika wydziału i świątyni sekretnej rzekomo wiedzy, to proponuję daleko idącą demitologizację problemu. Oczywiście ma Pan rację, że jest to śmieszne i żałosne. Ale prawdziwa twórczość, czy to artystyczna, czy naukowa i każda inna, nie potrzebuje wtajemniczonych pracowników wydziału i innych gadżetów duchowej miernoty. Parafrazując znakomitą myśl Jaroslava Haška powiedzmy wprost: by być wolnym, nie koniecznie trzeba palić jakiekolwiek świątynie.

Brak uznaniaDrukowane autorytety


Rambler's Top100 copyright © 2001 by mochola, last updated 15Y2K8, best with IE5.5 1024x768px, 13 sec over 56.6 bps